Czy stopnie w szkole są najważniejsze?
Ostatnio wpadł mi w ręce ciekawy artykuł dotyczący tego jak szkoła powinna wyglądać
Pozwolę sobie tutaj zacytować fragment tego artykułu:
„Bodźce dostarczające uczniowi informacji z przedmiotów nielubianych (do których nie ma talentu) powinny być ograniczane, gdyż wywołują u niego awersję, którą zwiększa ich wielokrotne powtarzanie, w wyniku czego narzucone wiadomości z nielubianych przedmiotów uczniowie bardzo szybko zapominają. Nauka tych przedmiotów niepotrzebnie zabiera im czas, który powinni poświęcić przedmiotowi, w dziedzinie którego są utalentowani. Jeśli uczeń zajmuje się tym, do czego ma talent, czyni to samorzutnie oraz dobrowolnie i uzyskuje nadspodziewanie dobre efekty. Zakres wiedzy takiego ucznia „hobbysty” może przekroczyć zakres wiedzy nauczyciela, co jak sądzę, nie wywoła entuzjazmu u większości nauczycieli.
Ten cytat to esencja tego co powinno być podstawą, każdej szkoły. To ona winna być kuźnią talentów , to w niej rodzice powinni dowiadywać się o drobnych oznakach tego, że ich dziecko ma do czegoś predyspozycje. Nie ważne jaka to by nie była dziedzina : informatyka, sport, taniec czy coś zupełnie innego. Ważne, aby to coś odkryć i tą wiedzą podzielić się z rodzicami. Zaleźć sposób, aby to coś wydobyć i rozwinąć.
Szkoda tylko, że pomimo tego, iż szkoła powinna rozwijać zdolności i talenty indywidualne każdego ucznia to w rzeczywistości rzadko się to zdarza.
Dlatego apel do wszystkich pedagogów : zastanówmy się nad tym cytatem i starajmy się wcielać go w życie codzienne . Nauczyciele przeważnie jasno określają , czego oczekują od dzieci, zaś same dzieci rzadko mają okazję powiedzieć czego oczekują od szkoły. Nie mogą rozwijać silnych stron bez uczestnictwa w dialogu na temat oczekiwań.
Apel do rodziców : w ocenach i zachowaniach naszych dzieci szukajmy tych dobrych informacji, nie starajmy się dostrzegać wyłącznie słabych stron naszej pociechy. Zawsze pamiętajmy, że każdy młody człowiek niewątpliwie ma jakiś talent, rola rodzica jest tu bardzo istotna , bowiem naszym zadaniem jest pomóc dziecku w poszukiwaniu , następnie pomoc w pielęgnowaniu odkrytej pasji .
Jeżeli my rodzice wraz z nauczycielami , trenerami , etc. , będziemy potrafili w dziecku dostrzec mocne strony i pomóc mu w rozwoju zainteresowań , to damy mu szansę na produktywną , wartościową i sensowną przyszłość.
Niestety rzeczywistość już nie jest taka fajna i aby nie być gołosłownym służę przykładami. Pierwszym z brzegu i najprostszym do sprawdzenia jest przykład lekcji wychowania fizycznego. W większości szkół nauczycielami wf są osoby, które ukończyły Wychowanie fizyczne, ale mają za sobą jakieś doświadczenie zawodnicze. Jedni byli siatkarzami inni piłkarzami, a inni akrobatami. Nie widzę tutaj nic złego, że zawodnik staje się po zakończeniu kariery nauczycielem wf. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że w szkole gdzie uczy były koszykarz wszyscy uczniowie grają w kosza. Tam gdzie uczy siatkarz większość dzieci gra w siatkówkę, a tam gdzie piłkarz to w nogę. Czy to możliwe, że wszystkie talenty w danej dyscyplinie już od pierwszej klasy wiedziały jaką sportową droga mają podążać. Nie trzeba badań, aby przewidzieć, iż tą samą grupę młodych ludzi uczących się pod okiem specjalisty od piłki ręcznej nawiedziła by ogromna ilość talentów w tej dyscyplinie. Dlaczego jednak jest tak, że nikt na to nie zwraca uwagi. To przecież oczywiste, że każdy ma swoje preferencje i bardziej lubi, zna się na swojej dyscyplinie. Jednak to system powinien dyscyplinować do bardziej indywidualnego podejścia i szukania talentów głębiej. Poszukiwaniu predyspozycji w wielu płaszczyznach nie tylko fizycznych, ale też psychicznych i mentalnych. To tak nie wiele kosztuje w dzisiejszych czasach, aby każdy przechodził wielowymiarowe testy i był świadomy swojego potencjału.
Skoro jednak szkoła za nas tego nie załatwi to musimy to zrobić sami więc obserwujmy, przyglądajmy się i analizujmy każdy nawet drobny szczegół z kariery naszej pociechy.
Cdn…
Ps. Oczywiście wf to tylko przykład , gdyż najlepiej oddaje „patologię systemu” , nie mniej cała reszta wygląda podobnie.
Cytat pochodzi z art. Pani prof. Jolanty Wilsz