Rodzina

Który etap w życiu naszego dziecka jest najważniejszy?

data dodania: 2022-01-28 12:08:40

Podstawową siłą pedagogiczną jest dom rodzinny

Fiodor Dostojewski

Jak trafnie te słowa oddają to co przez całe życie się z nami wydarzy wie tylko ten kto wiele razy myślał o tym co tak naprawdę jest ważne w perspektywie wychowania swoich dzieci. Kiedy i co jest najważniejsze przez okres 20 lat aby wyrosły mądre, ogarnięte i wrażliwe na innych aby ich życie było ciekawe i wartościowe. Mając doświadczenie w wychowaniu 6 dzieci i 20 lat opieki nad nimi jestem pewna że cały ten okres jest ważny i i każdy rok z osobna ma wielkie znaczenie.

Lata  1 – 3 to macierzyństwo okres wspaniały i pełen doznań zarówno dla Matki jak i dziecka ale tutaj nie ma się co rozwodzić po prostu wystarczy swoje dziecko kochać i być z im możliwie blisko.

Lata 4 – 6 to przecież tylko zabawa i poznawanie świata jednak patrząc z perspektywy neuroedukacji to okres najbardziej chłonny w rozwoju młodego mózgu okres którego nie możemy zaprzepaścić ale musimy od początku stymulować i rozwijać. Podczas tego okresu zdolności uczenia się są 100 raz większe niż w okresie studiów. Znajdźmy dziedzinę która wtedy zainteresuje naszego malucha. W tym okresie możemy już nauczyć go czytać, pisać i wielu innych rzeczy. Warto nauczyć go grać w szachy to jest rzecz która zarówno potrafi bawić, potrafi wyciszyć ale świetnie stymuluje rozwój obu półkul mózgowych. Jest zarówno grą, rozrywką jak też nauką w jednym. Czytajmy jak najwięcej książek aby dziecko słuchało i samo pracowało nad wyobraźnią. Starajmy się jak najmniej wysługiwać tv i sprzętem komputerowym. Rozrywki te choć wspaniale odciążają nas od opieki nad naszymi pociechami to jednak sprawiają iż wyobraźnie i rozwój mózgu nie jest tak intensywny jak podczas czytania i zwykłej zabawy z układaniem klocków. Nie muszą to być klocki LEGO mogą to być najprostsze egzemplarze zwykłych drewnianych klocków ale w połączeniu z inspiracją rodziców staną się ulubioną zabawką sprawcą rozwoju dziecka. To samo tyczy się gier planszowych na początek nie muszą to być od razu szachy, mogą to być warcaby czy zwykły skoczek. Fakt jednak jest niezbity że już na tym etapie zainteresowanie dziecka grami stymulującymi myślenie, pozwalającymi wybierać pomiędzy kilkoma wariantami uczy nasze dzieci więcej niż oglądnięcie 100 filmów. Powiem więcej im dłużej uda nam się odizolować nasze pociech od zdobyczy cywilizacji tym większy sukces osiągniemy.

Lata 7-9 – młodsze lata szkolne. Wydawać by się  mogło że nie ma ważniejszego okresu niż pierwsze lata spędzone w szkole gdzie poznajemy pierwsze literki i nowych kolegów. Gdzie uczymy się pracy w gronie kolegów, uczymy się dzielić z innymi i poznajemy pierwsze ograniczenia. Musimy przecież dostosować się do rygorów klasy, usiedzieć w ławce przez 45 min a następnie nauczyć się skupić na nie zawsze interesujących nas rzeczach. Patrząc z perspektywy rodzica to okres wymagający specjalnej troski o los naszego maleństwa. Wtedy każdy dzień przynosi nam nowe wyzwania i jest pełen niespodzianek. To wtedy musimy coraz baczniej się przyglądać jaki wpływ a otoczenie na nasze dziecko. Jak pod jego wpływem się zmienia i czego w tym świecie się uczy.

Lata 10 – 12 – starsze lata szkolne. To już jest prawdziwa jazda bez trzymanki. Jak ktoś tego nie doświadczył to proszę się przygotować na prawdziwy „rolkoster” nastrojów, zachowań i doznań. To już w tym wieku nasze małe dziewczynki zaczynają interesować się płcią przeciwną a nasi mali synkowie starają się zrozumieć co to znaczy. Jeżeli do tego dodamy zamieszanie w klasie 4 wynikłe ze zmiany trybu nauki z jednolasowego na mieszany, Gdzie nasze dzieci muszą zacząć współpracę z różnymi nauczycielami w różnych klasach to możemy sobie wyobrazić niezłą układankę. Do tego musimy jeszcze dorzucić wpływ nowych technologii czyli obcowania z internetem, komórką itp. którego już na tym etapie odpuścić się nie da. Mając więc na uwadze choćby wybiórcze zapanowanie nad snapczatami, fb i 1000 innych stron www oraz setki podstawowych programów tv możemy już sobie zdać sprawę z jakim ogromem wyzwań musi zmagać się rodzic a co dopiero umysł młodego człowieka w wieku 11 lat. Dlatego też w tym okresie nasza percepcja musi pracować na zdwojonych obrotach aby z jednej strony nadążyć za pomysłami naszych milusińskich a z drugiej cały czas podsuwać pomysły jak ten czas jak najlepiej wykorzystać dla rozwoju swojego umysłu i własnej osobowości.

Lata 12-18 – szkoła średnia. To tutaj wybieramy kierunek dalszej drogi życia. Czy będzie to profil humanistyczny, matematyczno-fizyczny czy technikum fryzjerskie musimy cały czas czuwać i podpowiadać aby ten wybór był najbardziej świadomy. Musimy pamitać że ten wybór choć ochoczo my być my go zrobili musi być zgodny z tym czego oczekuje nasze dziecko. To jego życie stawiamy na szali i to ono musi sobie z im poradzić. Już czas aby syn puścił mamusi spódnicę a córeczka zeszła z taty kolan. Oczywiście nigdy nie przestaniemy ich kochać ale musimy pozwolić im podejmować własne decyzje. Muszą mieć czas i miejsce aby się sparzyć aby poznać wartość własnych wyborów. Muszą też stać się po prostu odpowiedzialni. Skoro w tym wieku rozpoczynają inicjację seksualną jest to na pewno dobra pora aby słowo odpowiedzialność silniej wybrzmiała w ich uszach. Jeżeli do tego dodamy pierwsze imprezy z alkoholem i narkotykami w tle, papierosy i inne używki oraz noce nieprzespane w oczekiwaniu na powrót naszej młodzieży mamy gwarancję że i w tym okresie nudzić się nam nie będzie.

Jedno jest jednak pewne to w tym okresie musimy wykorzystać wnioski jakie daje nam obserwacja naszych pociech na przestrzenie tych 18 lat. Bo chociaż cały czas się staramy aby byli rozwinięci, świadomi i zdeterminowani to właśnie wtedy najbardziej potrzebują naszego wsparcia. Nieraz wybór pomiędzy mat-fiz a biol-chem jest na tyle nie oczywisty że w końcu ktoś musi zdecydować. No i oczywiście tym kimś przeważnie są rodzice. Jednak znowu przypominam to nie my będziemy studiować i to nie my przez 40 lat chodzić do pracy więc pomimo tego iż perspektywa medycyny czy prawa jest dla wielu rodziców bardzo kusząca to dwa razy się zastanówmy czy jest to dobre przede wszystkim dla naszych dzieci.

20 i więcej – czyli dzieci już prawie mamy z głowy. Jak dobrze poradziliśmy sobie z wychowaniem przez pierwsze 20 lat to teraz jesteśmy dumni i wszystkim się chwalimy naszymi dziećmi jakie to one piękne i wspaniałe. Co nie znaczy że problemy mamy z głowy. Jak to w przysłowiu mojej babci „małe dzieci jedzą kasze duże dzieci zdrowie nasze” tak też i w życiu coś w tym jest. Nawet w moim pomimo tego że dwójka najstarszych jest już na studiach i wydaje się że dobrze wybrali swoje drogi /Syn skończył drugi rok prawa a córka I rok inżynierii medycznej na Politechnice i oboje dobrze się uczą to rodzic cały czas „klepie dziobem” i stymuluje. Cały czas musi pokazywać nowe możliwości i popychać w stronę nowych wyzwań. Gdyby nie to syn nie odbyłby stażu w parlamencie europejskim a na wakacje chętnie posiedział by w domu lub pojechał z rodzicami na wakacje. Jednak jak na wredną matkę przystało załatwiłam mu pracę w Anglii gdzie może przez 3 miesiące doskonalić swój angielski. I choć jeszcze tego nie docenia to kiedyś przyzna mi rację iż to najlepsza szkoła życia jaka go spotkała. Dodatkowo praca gdzie może doskonalić swój angielski to po prostu coś cudownego za co wielu musi zapłacić a za co on podziękuje rodzicom dopiero za 10 lat jak w kolejnej pracy będą wymagać perfekcji w angielskim. Jak już syn rozpoczął pracę i wynajął mieszkanie to zasponsorowałam swojej córce bilet do Menczesteru /za 200zł/ i ona również podążyła na spotkanie z pracą, przygodą i z nowymi wyzwaniami których tak wiele na ich czeka podczas pierwszej pracy wakacyjnej na studiach.

Pomimo tego że wielu rodziców pewnie się ze mną nie zgodzi uważając że dzieci w tym wieku po takim wysiłku powinny sobie odpocząć to ja jednak jestem pewna że wypoczynek umysłowy połączony z nauką języka i szacunkiem do pracy jest najlepszą szkołą życia i prezentem jaki mogłam im przekazać na tym etapie edukacji. Dodatkowo pozbywając się wszystkich dzieci na okres 2 tygodni na wakacjach mam czas aby pomyśleć o własnym rozwoju i zatęsknić za nimi . Odkryłam właśnie że możliwość poczytania książki w ciszy i spokoju to rzecz niesamowita

W końcu wakacje!

W końcu wakacje!

data dodania: 2022-02-23 14:28:39

Jak egzaminy w szkole muzycznej mamy za sobą to już od razu czuć wakacje.

Oczywiście że wszystkie przedmioty są ważne jednak jak się chodzi do szkoły muzycznej to ten egzamin z instrumentu głównego jest sprawą priorytetową i pokazuje nam czy nasz wybór i praca naszego dziecka idą we właściwym kierunku.

 

Dlatego i teraz choć już na placu boju pozostało tylko dwoje moich dzieci w szkole muzycznej dalej odczuwam ten dreszcz emocji jak termin egzaminu się zbliża.  Być może jest też dlatego że nauka w klasie 4 i piątej to szczególne wyzwania, gdzie dzieci potrzebują jeszcze dużo naszej uwagi i zainteresowania. Dodatkowo perypetie ze zmianą szkoły po 3 klasie które miały również wpływ na poziom naukowych postępów sprawił, że obserwacja postępów Oli w klasie piątej był na pierwszym miejscu i tego egzaminu obawialiśmy się najbardziej. Pomimo tego jednak że egzamin wyszedł w miarę dobrze /słaba piątka/ co dla wielu jest niedościgłym marzeniem mi jednak postawiło wiele znaków zapytania i przez pewien czas nie pozwala o tym zapomnieć. Jak wiele czynników wpływa na takie czy inne postrzeganie przedmiotu i jego ocenę końcową. Dobór utworów odpowiednich do tego momentu rozwoju dziecka, do jego temperament oraz techniki gry którą bez wątpienia już na tym poziomie /5 lat gry na fortepianie/ posiada. Czy te wszystkie składowe jest w stanie nauczyciel dobrze dopasować i jak sprawdzić, czy były one optymalne. Oczywiście zaangażowanie dziecka i jego chęć do monotonnych ćwiczeń codziennych utworów /etiudy i pasaże/ są bardzo ważne, ale czy nie ważniejsze jest takie dobranie utworu, aby jego linia melodyczna współgrała z zainteresowaniami dziecka. Na ile nauczyciel powinien decydować o ścieżce rozwoju a na ile powinien ją konsultować z rodzicami i z ich pomysłem na rozwój swoich dzieci. Czy same predyspozycje do grania na jakimś poziomie są wystarczającą przesłanką do tego, aby przez 5 – 10 lat katować dzieci treningami na poziomie 2h dziennie. Czy wszystkie dzieci muszą pracować na takim samym poziomie? Czy w takiej szkole muzycznej nie jest potrzebna większa personalizacja procesu kształcenia. Przecież już po 3 – 4 latach wiadomo, że tylko jedna osoba na 100 ma szansę dostać się na konkurs szopenowski więc po co wszystkich innych katować techniką, która do niczego się im nie przyda. Może wystarczy nauczyć ich grać na poziomie zespołu weselnego a dziki temu że nie zamęczymy ich na śmierć techniką one po prostu będą miały ciekawszy /bardziej melodyjny czy prostszy program który pozwoli im się z tego grani cieszyć a nie traktować go jak przysłowiowej „orki na ugorze” Dlatego też zastanawiam się czy i jak szkoła powinna zadbać o to żeby wzbudzić motywację czy jest to tylko i wyłącznie rola rodzica a skoro tak to czy nie powinien on mieć większego wpływu na tok procesu kształcenia.

Kiedyś jednak ktoś powiedział:

„Mieć trudne życie – to wielki przywilej”                     Indira Gandhi

Dlatego też może moje rozważania i przemyślenia nie mają sensu i powinniśmy „dociskać” nasze dzieci do granic ich wytrzymałości, żeby pokazywać im, że granice są także dla nich do przekroczenia. Jeżeli ktoś w tym względzie ma jakieś ciekawe przemyślenia to chętnie bym poczytała, bo już sama nie wiem?

Ps. Dlatego też nie wystarczy przeczytać mądrą książkę, trzeba jeszcze ją zrozumieć a następnie wybrać z niej to co w danym momencie będzie dla nas użyteczne i pozwoli naszym dzieciom się rozwinąć maksymalnie.

Jak to mówi teoria: „różnorodne cele i środki powinny być stosowane na tyle, na ile to możliwe, jednocześnie najbardziej przyjemne, estetyczne i pożyteczne a z drugiej strony, na ile to konieczne – surowe, logiczne i szlachetne.

Pamiętać również należy, że w pedagogice jak mało, gdzie spełnia się przestroga, że to, co najnowsze, nie musi być ani najlepsze, ani nawet lepsze od tego co już było lub być może!

Zatem rzeczywiste wychowanie i nauczanie wymagają ciągłego ograniczenia tego, co przyjemne i przykre, pożyteczne i szlachetne. Dlatego też tak ważne jest, aby w całokształcie tego procesu wszechobecna była równowaga na płaszczyźnie rodzic- nauczyciel- dziecko, gdyż tylko i wyłącznie wtedy jesteśmy w stanie zoptymalizować wszelkiego typu działania które pozwolą nam doprowadzić mózgi naszych dzieci  do maksymalnej wydajności a co za tym idzie zagwarantować mu najbardziej optymalne środowisko do długofalowego rozwoju i wzrostu,

Pamiętajmy zatem że:

Kiedy jedna teoria coś nam komunikuje a druga mówi to samo, to nie jest to samo /B. Śliwerski /